sobota, 13 maja 2017

EBA! - rozdział 1 ''Początek czy Koniec''?

- Ej, ty!!! Chodź tu na chwilę, szybko! - wrzasnął Eryk, biznesmen w ekskluzywnej gazecie pt. ''P.U.T.O.'' (po hiszpańsku), co oznacza po polsku ''dziwka''.
Chuda jak patyk dziewczyna zjawiła się w niewielkiej pracowni Eryka. Była ubrana ubogo, miała poszarpany strój sprzątaczki. Była nawet ładną brunetką o kawowych oczach. Miała czerwony ślad, zagłębienie w policzku.
- Słucham, Eryku? Znaczy... Panie Eryku. - poprawiła się dziewczyna. Już się bała kary za błąd w słowniku faceta. Powiedziała źle, i... Oj, będzie źle.
Eryk wstał ze swojego wypasionego fotela, wziął gorącą kawę którą nie tkną, i oblał tym biedną sprzątaczkę, Ebę. Było to niespotykane imię, a szef nie móił do niej po imieniu. Mówił po prostu ''ej'', a dla Eby ''ej'' było jak ''ej, gównie!''.
-Ała!!!! - krzyknęła Eba, odskakując na bok. To był już trzeci, kurewski raz, gdy szef pozwalał sobie na: wsadzanie chuja w jej cipę, na oblanie ją WRZĄTKIEM, na popchnięcie jej.
- Masz za swoje, dziwko! - krzyknął szef, wyganiając dziewczynę z pokoju.
___________________________________________________________________
Ciemny pokój.
Cisza.
Pająki.
To były trzy słowa, jakie Eba teraz mogła powiedzieć. Nie, cztery! Jeszcze: chandra. 
Pracowała tu już od roku, służyła temu cholernemu Erykowi, który gwałcił swe poddane. Dla niego to ''gówniane sprzątaczki'', które mogły zginąć.
Jakby dziewczyna wiedziała, by się uczyć, nie wagarować, i zdawać, to by teraz pracowała chociaż w MacDonaldzie. Jednak nie zdała do 2 gimnazjum, jej rodzice się zapili. Gdy była dorosła, chciała pójść do pracy, znaczy.. nie chciała. Musiała zarobić na życie. Do Maka jej nie przyjęli, do pomagania w restauracjach też nie.. Szukała, szukała, i znalazła. ''Usługi U Eryka, kontakt - nr. telefonu - pisze. Tylko dla niej pisze, a było napisane. Tak, Eba była głupia. Była głupia jak noc, to co wiedziała co powinna robić, to dbać o swoją higienę, zdobywać levele na Big Bang Empire. 
Gdy dostała pracę jako pomocniczka szefa, pierwszy miesiąc był nawet spoko. Zero stresu, upiorne, wykończone koleżanki z pracy, które żałowały dziewczyny. Lecz Eba nie wiedziała ''czemu mi żałują''? Fajnie tu. Mhm. Fajnie. Do czasu. 
Pierwsze zaskoczenie przeżyła już drugiego miesiąca, gdy myła zakrwawioną, zarzyganą, i pełną prezerwatyw i innych suk łaźnie. Zawsze w tej zapyziałej budzie była noc. Totalna noc. Weszła do budynku - noc.
W ogóle pewnie zadacie ''te'' pytanie - Czy ona nie mogła zmienić pracy? A no nie mogła. Inne poddane musiały prześladować Ebę, gdy tylko nie przyszła do pracy. Inaczej spotka i te zły los.
Wróćmy do łaźni. Gdy pewnego dnia ją myła (miało być wszystko na łysk), niespodziewanie do pomieszczenia wparował Eryk. Z przestrachu Ebie wypadła miotła z ręki.
- O, nie bój się moja malutka. Szybko, i po sprawie, dobrze? - spytał z nikczemnym uśmieszkiem powoli zbliżając się do coraz bardziej przestraszonej dziewczy. 
I.. stało się. Prosto z mostu: zgwałcił ją. Prosta piłka. Potem Eba miała taki uraz, że nie przychodziła dzień do pracy, ale musiała.. o tym już było. Do jej domu, gdy Eba leżała w totalnym załamana przykryta kołdrą, patrząc się kilka godzin w ten sam punkt: podłogę, zadzwoniły ''koleżanki'', które rywalizowały o upodobanie u szefa, przyszły. Stały w progu. Przez zaciśnięte zęby mruknęły coś na wznak ''sorry'', i złapały kobietę za rękę, w jakimś kurwa sposobie teleportując ją do gabinetu Eryka. Potem miała lanie biczem, ale o tym kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz