sobota, 25 lutego 2017

I żyli długo i szczęśliwie... - Rozdział 3

Wczoraj był bardzo smutny dzień. Po powrocie w odwiedziny ojca Krzyśka, ten był bardzo smutny, a myślami był gdzieś indziej. Ale nie dziwie się mu. W końcu zmarła mu najbliższa osoba - jego matka. Nie mogłam mu pomóc, nie wiedziałam jak. Zawsze, gdy kogoś pocieszałam, wychodziło to źle, i... brzmiało nieszczerze. Współczułam Krzyśkowi, był bardzo smutnej sytuacji.
Mówił mi, że od jakiegoś czasu z matką nie było tak, jak być powinno. Nie dogadywali się. Ona chciała, by jej syn pracował w jakieś firmie - miał predyspozycje do większej pracy, a on chciał pracować w restauracji, być kelnerem. Nie tylko to ich różniło. Pani Marzena była zła na syna, że traci pieniądze w salonach gier. Tak, Krzysiek był hazardzistą. Jednak nie grał często, on grał czasami. Wiele razy mówiłam mu, by uważał na siebie. Ale on nie był głupi. Umiał grać, i nie tracić. Jednak dla jego mamy było to jedno wielkie OSZUSTWO.
Dzisiaj miałam wezwanie do szefa. Jak zwykle musiał się czegoś przyczepić. Na dodatek, byłam osobą, która najczęściej do niego chodzi. Oczywiście po skargi, upomnienia, i wytykania błędów. To już zaczynało być chore. Czepiał się każdego szczegółu. Zapukałam do drzwi biura szefa. 
- Proszę! - usłyszałam donośny głos. Weszłam. 
Gabinet szefa nie zmieniał się od mojego rozpoczęcia pracy. A w końcu pisałam artykuły tu aż 4 lata. Pamiętam ten dzień: 24 września 2013 roku pierwszy raz przekroczyłam próg tego biura. Przywitało mnie sporo osób: Kasię, którą już wylano, Anetę, która według plotek pracuje już 12 lat, Dominikę, też ją wylano, oraz Sabinę. Ale ona zrezygnowała. Powodów nie znam. Oczywiście tam Aneta znowu paplała na okrągło, że Sabinę szef wylał, tylko ona nie chce się przyznać. 
Sprawdzalność plotek Anety: 1%
Dlaczego? Pół roku później w gazecie ''Show New'' Sabina napisała, iż szef jej za mało płacił. I od tego czasu nastała wojna, między gazetą Show New, a Best (naszą gazetą).
Na początku w studiu nie mogłam się odnaleźć. Dopiero Dominika mi pomogła znaleźć mój komputer, czyli nr. 91.
A jeśli chodzi o gabinet szefa, to się serio nie zmienił. Wszystko poustawiane, tak jak co roku. Nawet donica nie została przesunięta o ćwierć milimetra. A jeśli chodzi o czystość, nigdy nikt nie znalazł ani pyłku w tym gabinecie. Serio to dziwne miejsce.
- Zostałam wezwana. - powiedziałam. Stałam przed szefem, który siedział z wyciągniętymi nogami na stół. 
- Pani... Lejnes? - spytał. Zawsze, ale to zawsze udawał, że nie pamięta mojego nazwiska. Nie wierzę, że przez tyle lat nie zapamięta prostego ''Klejnes''.
- Sylwia Klejnes, nr. 91. 
- A, no tak. To panią wezwałem. Zrobiła pani prosty błąd. Nie wiem, jak można się tak pomylić. Napisała Pani Lejnes, że...
- Klejnes. - przerwałam.
- że... Katy Perry napisała do Britney Spears na Instagram, a pisze się Instagrama.
- No nie wiem, szefie. Wyszukałam w google, i znalazłam, iż piszę się Instagram.
- Proszę ze mną nie dyskutować! - zbulwersował się. - Masz poprawić. To już moje tysięczne ostrzeżenie. Jeżeli jeszcze raz popełnisz błąd, wylecisz z biura - powiedział surowym głosem.
Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- A to moje pierwsze ostrzeżenie, że jeśli jeszcze raz ty się przyczepisz do takiej błahostki, to... widzimy się w sądzie! - wyszłam, i trzasnęłam drzwiami. Miałam centralnie dość. Ni to, że myli mi nazwisko, to jeszcze się przyczepia do takiego Instagrama! Kogo to obchodzi, jak się to pisze?? 
***
Poszłam do domu. Iza była jeszcze w przedszkolu. Za dwie godziny miałam ją odebrać. Wysłałam SMS'a do Krzyśka:
Sylwia:
Hej Krzysiu, przyjedziesz? Jestem w parszywym humorze :(
 Odpowiedź przyszła kwadrans później.
Krzysiek:
Oczywiście. Kiedy?
Sylwia:
Może być teraz? :)
Krzysiek:
Oczywiście. Już jadę. Czekaj :*

Krzysiek był również około kwadrans w moim domu. Mieszkał bardzo daleko. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Hej Krzysiu, wejdź. Sorka, że ciebie ciągam. Musiałeś pół miasta przejechać do mnie.
- Nic się nie stało. - rzekł. Był wesoły. Ściągnął buty, i wszedł do salonu. 
- Napijesz się czegoś? - spytałam.
- To ty jesteś smutna, to ja zrobię nam kawy, może być? Opowiadaj o co chodzi.
Opowiedziałam mu całą historią od wezwania szefa do trzasku drzwiami. 
- Dobrze zrobiłaś - skwitował.
- Jak to ''dobrze''? Przez to stracę pracę! - byłam poirytowana. 
- Słuchaj, dobrze mu wygarnęłaś, i słusznie. Jak ciebie wyleje, to znajdziemy baby, co też pracowały w Best, i złączymy się. W kupie siła. Jeżeli będzie tyle osób, to ten ''szefunio'' będzie miał mokro - stwierdził z uśmiechem na twarzy przynosząc na tacy dwie kawy.
- No nawet to nie mógł być zły pomysł - powiedziałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz