sobota, 25 lutego 2017

I żyli długo i szczęśliwie... - Rozdział 2

Wczorajsze spotkanie z moim przyjacielem Krzyśkiem było rewelacyjne! Boże, jak on lubi mnie zaskakiwać! Gdy byliśmy w restauracji, to było jak dobry wypad do kina. Zawsze Krzyś znajdzie coś motywującego, coś co poprawi uśmiech na twarzy! Kochany optymista. 
W tej samej nocy, gdy pracowałam w biurze, zmianę też miała Aneta, koleżanka z pracy. Co prawda mało się znałyśmy, ale... gadałyśmy czasem na tematy ogólne. Pracowałyśmy obok siebie, komputer, za komputerem.
- No gadaj, co się takiego stało? - spytała Aneta, która przygotowywała artykuł na temat powrotu Avril Lavigne, dokładniej jej nowej płyty.
- Ale z czym co się stało?? - byłam rozkojarzona. Pracuję skupiona w papierkach, a ona nagle takie pytanie zadaje. Roześmiałyśmy się obie.
- No widzę, Sylwio, że coś się stało. Jesteś rozpromieniona, i... rozkojarzona trochę. Coś się stało? - spytała. Aneta, podejrzliwie na mnie patrzyła. Ta kobieta była niemożliwa. Wszystko chciała wiedzieć. Była trochę wścibska. Rok temu pracowała jeszcze u nas taka Dominika. Była kiepską dziennikarką. Gdy szef dał jej ostrzeżenie, od razu Aneta wypytała biedną Domkę o szczegóły. 
- A miałam takie spotkanie z przyjacielem. Dawno go nie widziałam. Spotkaliśmy się, obgadaliśmy pewne sprawy, i takie tam. - machnęłam ręką. Widziałam, że Aneta mi chociaż trochę zazdrości. 
- Z kim? - spytała, obserwując moją reakcję.
- No z przyjacielem, z Krzyśkiem. - skwitowałam.
- Nie wierzę... Nie ma czegoś takiego jak niewinne spotkanie z przyjacielem. Przecież widać gołym okiem, że na ciebie leci. - ekspertka od miłości się znalazła, nie ma co.
- Znamy się od liceum, nie możliwe, żeby ot tak, się we mnie zakochał.
- Biedny. Friendzone. - szepnęła do siebie, i od razu zajęła się swoją robotą.
- Co to Friendzone? - spytałam, co raz bardziej zdziwiona. 
- Nic, nic - powiedziała.
***
Gdy obudziłam się w sobotę, dobiegł mnie odgłos ciachania nożem. Od razu wstałam. Iza i nóż to nie było dobre rozwiązanie. Ale nie zdążyłam wyjść z sypialni, bo moja córka weszła do pokoju z tacą pełną kanapek z Nutellą. 
- Dzięki córuś, ale... Ty nie możesz się bawić nożem!!! - byłam w tamtej chwili zszokowana. Moja córka nigdy nie umiała robić kanapek. 
- Połowę ja zrobiłam, a połowę Pan Krzysztof. - rzekła dumna z siebie, usmarowana Nutellą na twarzy.
- Jaki Pan Krzy... Krzysiek?? - zbiegłam szybko po schodach. W kuchni spostrzegłam Krzyśka, który siedział na kanapie. 
- Witaj, Sylwio. Już Ci wszystko tłumaczę. Myślałem ,że już nie śpisz, i o ósmej do Ciebie zadzwoniłem po notes. Wczoraj się zagadaliśmy, że aż zapomniałem Ci go oddać. Twoja córka mi otworzyła. Zaczęła robić kanapki dla Ciebie. Powiedziałem, że to dla niej niebezpieczne, i dokończyłem ja.
- Wow, dzięki. Kochany jesteś. - powiedziałam.  
- Polecam się na przyszłość. - mężczyźnie zaczął dzwonić telefon. Przeprosił mnie, i odebrał. To była krótka rozmowa, może 10 sekundowa. Pod koniec, Krzyśkowi zmienił się wyraz twarzy. Opuścił swój Samsung na podłogę. Rozbił się. Usiadł na sofie. Ukrył twarz w dłoniach. Jedyne, co powiedział to krótkie - Moj... Moja mama... Miała wypadek. Zmarła.
- Co?? - spytałam. Byłam w szoku. 10 sekund zmieniło Krzyśka, a nawet mnie. Znałam dobrze panią Krzynakowską, w końcu chodziła na zebrania w liceum. Czasem nawet kolega przyprowadzał mnie do domu. Cała rodzina Klejnes, jak i Krzynakowskich myśleli, że jesteśmy razem. Nawet pani Marzena tak mówiła, choć tak nie było. Była serdeczną, miłą kobietą. Popłynęły mi łzy. Nie wiedziałam co teraz mam zrobić. Stać? Usiąść? Przytulić i pocieszyć Krzyśka? Stałam jak głupia, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Grobową ciszę przerwał Krzyś - jedynie myślący.
- Nie wiem jak Ty, Sylwio, ale ja jadę do mojego ojca. Jest sam, potrzebuje wsparcia. - Wstał, poszedł przedpokoju i zaczął się ubierać. Ja oniemiałam. Dopiero kilka sekund później wydobyłam się by, coś powiedzieć:
- Jadę z tobą! - Tak naprawdę to nie wiedziałam po co jadę. Przecież co ja mogłam zrobić? Krzysiek to syn Jarka i Marzeny, pocieszy ojca. A ja? Znałam pana Jarka z widzenia. Bardziej byłam zżyta z Panią Marzeną, bo ona lubiła moją mamę. Często się spotykały. A ojca Krzyśka mało znałam. Tylko tyle o nim wiedziałam, że lubił łowić ryby, i w dzieciństwie syna często szli na łowy.
Przed domem stał samochód mojego przyjaciela. Czarne BMW. Zawsze mnie zastanawiało, ile ona zarabia, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Iza za bardzo nie wiedziała o co chodzi, ale pojechała z nami. 
Krzysiek jechał bardzo szybko, mimo tego, iż wielokrotnie mu mówiłam, żeby uważał. Nienawidziłam jechać z Krzysztofem. Pod tym względem, że on zawsze szybko jechał, a teraz wyjątkowo szybko. Jednak w końcu się opanował. Pół godziny później wszyscy stanęliśmy pod domem rodziców Krzysia.
Weszliśmy do środka. 
- Ojcze? - zawołał mój przyjaciel. Znaleźliśmy pana Jarka w salonie. Przeglądał album ze zdjęciami żony. - Tato. Będzie wszystko dobrze, zobaczysz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz