czwartek, 15 listopada 2018

Osaczona - Rozdział 1

W czasie wielkich przygotowań w mieście São Paulo trwał spory ruch. Sprzedawcy wystawiali swoje produkty na Wschodnim Rynku, a klienci kupowali, pragnąc orzeźwić się lodowatą lemoniadą wydobytą ze środka jaskiń. Był upał - 40° w cieniu, a 65° na słońcu. Ludzie niechętnie wychodzili z domu, narażając się na osłabnięcie przy takiej pogodzie.
Nie rozumiał tego Stan Wu, siedemnastolatek przysłany przez szpiegów nieżyjącego już Caborda w ciepłe kraje. Młodzieniec niczego nie rozumiał - po co miał śledzić Samanthę Oxford i odkryć jej całą forsę, ani też czemu ma odebrać jej dziecko, które należało do Caborda, jego wujka. Miał też zmusić ją do wyjawienia prawdy, związanej ze śmiercią Lucindy. Była ona winna śmierci stu pięciu osób - wszystkich pasażerów statku. Lucinda była siostrą Samanthy. Ani Stan, ani Cabord i wszyscy ich współpracownicy nie mieli pojęcia o prawdziwej historii ''Czerwonowłosej Intrygantki''. Tak właśnie nazywał ją cały kraj, począwszy od jej niedawno zmarłego ojca, a skończywszy na jej dzieciach, o których nic nie wie i się nigdy nie dowie.
Jedyną rzeczą, dzięki której Stan zgodził się pomagać agentom był 100,000$ czek dolarowy za schwytanie kobiety. Natychmiast się zgodził. W pięć sekund wysłano helikopter dla chłopaka, z którego miał dotrzeć na lotnisko. Gdy dotarł do ciepłego kraju, powoli zaczął żałować swojej decyzji współpracy z agentami. Nie mógł się niestety wycofać - obiecał pomścić śmierć swojego wujka. Stan rozejrzał się z utęsknieniem za jego domem. Postanowił się czegoś napić i zapytać o przewóz do hotelu Panamby w mieście. Zapłacił za lemoniadę i wypił ją duszkiem. 
- Czy wie pan może, gdzie mniej więcej mieści się Hotel Panamby? - spytał Stan wyrzucając pusty dzbanek. Wąsaty sprzedawca spojrzał na niego pogardliwie i odpowiedział chrypliwym głosem:
- Dwa kilometry stąd, a czemu pytasz?
- Dziękuję.. Niestety sprawa jest za trudna i nie da jej się krótko wyjaśnić. Przepraszam, nie mam czasu. - Stan chciał odejść, jednak tłusta dłoń złapała chłopaka za przegub ręki.
- Chętnie posłucham. Nie co dzień mam klientów-szpiegów. - Stan spytał się, czemu tak sądzi, a mężczyzna roześmiał się i pokazał palcem na małą metkę, która wisiała pod spodem bluzki - firma PEETIL, nie ma co - zakpił. Poza tym tylko tam ludzie chcą się spotykać w sprawach biznesowych. Mogę ci pomóc, młody. 30$ i powiem ci więcej.
- Ale.. ja nie mam żadnej gotówki, żadnych pieniędzy - powiedział powoli chłopak.
- To żaden problem - zaśmiał się sprzedawca i popatrzył na na zegarek Stana.
***
Ciało Caborda zostało odkryte przez detektywa Feniksa. Troje ludzi wykluczając detektywa, wytrzeszczyło oczy i krzyknęło. Był to widok odrażający - poszarpana klatka mężczyzny, otwarte oczy i lekki uśmiech na twarzy zmarłego mężczyzny. Rosha wyszła z pokoju. 
- Czy już mam to zakryć? - spytał Feniks.
Katherine i Joanne spojrzały na niego nieprzytomnie.
- Tak, tak.. - powiedziała szeptem Joe, 17-latka, kropla w kroplę podobna do swojej matki. Joe ciężko przeżyła śmierć swojego ojca, najbliżej jej osoby - zaufanej osoby. Z matką miała słaby kontakt, zwłaszcza, że mieszkała w innym kraju i zawsze chciała ukryć co robiła. Jedno było pewne - Katherine była prostytutką i nie dbała o głębsze relacje z klientami czy z rodziną. Ją obchodziły pieniądze - a najlepiej duży plik pieniędzy w walizce. Gdy dowiedziała się o śmierci swojego byłego męża, od razu przyjechała do Nowego Jorku i wraz z Joe musiały zażegnać dawny spór. Obie przyjechały dziś rano, by obejrzeć ciało mężczyzny. Zadawały setki pytań, w przeciwieństwie do Roshy - matki mężczyzny. Uważała Katty za zwyczajną, miejską sukę, a swoją wnuczkę za pyskatą gówniarę, której jedno jej w głowie. Śmierć swojego syna przeżyła normalnie - bez emocji, ciągłych pytań czy wyrzutów. Zawsze uważała, że jego praca skończy się tak, a nie inaczej. Uważała, że jej syn słusznie poniósł karę. Czekając na korytarzu, zapaliła papierosa. Usłyszała kroki dużych obcasów i od razu zgasiła papierosa.
- Ohh.. - Katerine machała ręką, co miało oznaczyć zlikwidowanie zapachu tytoniu - znowu mamo palisz. Znowu. Prosiłam cię, ostatnio byłaś w złym stanie, lekarz ostrze..
Prostytutka poczuła na swoim policzku rękę, która walnęła ją z całą siłą. Kobieta upadła i szybko się podniosła.
- Ty suko! Czemu to zrobiłaś?! - ostatnie zdanie Katty było raczej stwierdzające, niż pytające. Podniosła rękę, którą rozmasowywała policzek. Miała wściekłe spojrzenie na staruszkę. 
Rosha znów chciała spoliczkować kobietę, lecz Katty złapała jej nadgarstek w powietrzu. Puściła ją szybko, kiedy weszła Joe. 
- Co tu się dzieje? - spytała, patrząc na dwie znienawidzone przez nią kobiety, które zjadały się wzrokiem. - Chodźmy Katty, odwiozę cię na lotnisko.
Prawda jest taka, że wszystkie trzy nienawidziły się nawzajem.
***

Tajemnicza kobieta biegła, by zdążyć na lotnisko. Jej obcasy bardzo głośno stukały o posadzkę, ponieważ na ironię lodu lotnisko opustoszało.
- Proszę zaczekać! - krzyknęła, machając do kobiety, która stała przy wejściu na samolot. - Niech pani... Kurwa!
Samatha Oxford, przez wielu nazywana ''suką'', lub ''czerwonowłosą'', wywróciła wszystkie walizki, które musiała taszczyć. Była poszarpana, krew jej wysychała na głowie i miała przecięte usta. Pozbierała pięć upchanych walizek(dwie skradzione od nieprzytomnego Caborda), i podbiegła do stuwardessy.
- Proszę pokazać bilet - rzekła z pogardą.
- Proszę - podała kobiecie bilet. Ta spojrzała na nią z wściekłością. Jej mina mówiła, że ma się do niej nie zwracać z tym tonem głosu.
Samantha już ominęła stuwardessę, kiedy ona odepchnęła ją ręką. - Proszę chwilę zaczekać.
- Proszę mnie przepuścić i mnie nie dotykać! Mam być w Brazylii o 14.00, a pani ten lot opóźni! - krzyknęła Samantha i popchnęła kobietę. Ledwo zaczęła biec, trzymając torebkę i kilka walizek. Poczuła lekkie muśnięcie, coś jej przeleciało koło policzka. Był to telefon, który teraz leżał rozbity. Oxford nagle zatrzymała się. Miała idealne szanse na dostanie się teraz do samolotu, ponieważ była już na dworze, koło barierek. Gdyby biegła bez dodatkowego obciążenia, szybko przebiegłaby przez ciągnący się chodnik i na schody dzielące twardy grunt od niebezpiecznego nieba; były dzisiaj porywy wiatru. Ale skąd mogła przewidzieć, że Cabord zdąży ją odwiedzić dziś, a nie za dwa dni, tak jak obiecał? Nie zrobiła kilku rzeczy i natychmiastowo musiała przetransportować się do Brazylii, by się chronić. Przecież nie codziennie zdarza się obudzić się z krwawiącą głową i wydostać z zamkniętego bagażniku w ciągu godziny. Ale jednak zatrzymała się.
- Chyba pani czegoś zapomniała - rzekła z drwiącym uśmiechem na twarzy, kierując wzrok na rozbity telefon. Nie spodziewała się jednak takiego obrotu akcji, jaki miał nastąpić za kilka sekund.
Uderzyła stuwardessę otwartą dłonią w twarz, nie wiedząc co robi wyciągnęła pistolet ze swojej torebki i zanim kobieta miała zareagować, rozległ się świst kulki od broni. Samantha rzuciła pistolet leżącej już kobiecie, która krwawiła. Biegła ile sił w nogach, by zdążyć na samolot. Biegła, nie tak całkiem niezauważona, ale na razie nie zdawała sobie z tego sprawy. Oxford w biegu zobaczyła, że schody samolotu się powoli wsuwają i samolot przygotowywał się do startu. Krzyczała, lecz nikt jej nie słyszał prócz ludzi, którzy biegli za nią ją dogonić. Ofxord nie należała do tych, które łatwo odpuszczają. Szybko wsiadła do dużego samochodziku, które przewoziło jakieś transporty. Nacisnęła pedał gazu i najszybciej ile samochód pozwalał, jechała do startującego już samolotu. Za nią rozległ się już tłum ludzi, którzy ją gonili i krzyczeli nie zrozumiałe rzeczy. Kobieta dociskała pedał samochodu, jednak samochodzik towarowy miał małe możliwości w porównaniu z wielkim samolotem. Gdy była bliska skrzydła, wychyliła się i próbowała chwycić tył samolotu. Dociskając pedał gazu i wychylając się, Sam złapała w końcu uchwyt lewego skrzydła samolotu. Kobieta natarczywie próbowała wspiąć się na skrzydło. Nie było to jednak możliwe - powierzchnia machiny była bardzo śliska, ponieważ nieustannie od trzech dni padał deszcz. Samantha Oxford - kobieta chora umysłowo, przeważyła swoje umiejętności. Gdy jej noga poślizgnęła się na mokrej powierzchni, kobieta spadła na ziemię z wznoszącego się już samolotu. Wszyscy - włącznie z profesorem Larrym - myśleli, że kobieta zmarła.
Ale jak to ona, zawsze miała coś w zanadrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz