czwartek, 15 listopada 2018

Osaczona - Prolog

Na Ballen Street w Nowym Jorku wstawał nowy dzień, mimo tego iż było ciemno. Była 4:02, a na tejże spokojnej ulicy właśnie podjechała taksówka. Wysiadła z niego Samantha Oxford, kobieta z nieciekawą przeszłością. Ten ranek miał okazać się dla niej przełomowy w swoim życiu - kobieta postanawia wyjechać do Brazylii i uciec od problemów, które nad nią wiszą. Była w dobrym humorze, mimo planu, który postanowiła zrealizować. Świętując zakończenie rozdziału w swoim życiu ubrała się prowokująco. Miała na sobie jedynie lisie futro, wysokie obcasy i mocno pomalowane usta - w końcu dziś mogła zapomnieć o przeszłości i uciec z kraju. Podziękowała taksówkarzowi dając mu napiwek i otworzyła drzwi swojego domu, przytrzymując tym samym tekturową paczkę, którą niosła. Samantha, szukając wśród pęku kluczy właściwego, otworzyła drzwi swojego mieszkania. Od razu spostrzegła, że ktoś się włamał do jej domu - lustra były krzywo zawieszone a szafa otwarta. Kobieta przestraszyła się i weszła do salonu. Nie mogła pozbyć się myśli, twierdzącej, że już ''ten'' dzień nadszedł.
- Jest tam kto? - spytała, zdziwiona jej przerażonym głosem. Próbowała cicho stąpać po kamiennej posadzce, jednak bardzo wysokie obcasy nie pozwalały jej na to. Położyła pudło w holu, i poszła do salonu.
Nagle z kuchni - na przeciwko salonu - pojawił się Cabord, jej były mąż. Mężczyzna był ubrany w czarny kombinezon i trzymał w ręku pistolet. Samantha nie wierzyła swoim oczom i chciała uciekać, jednak ten zareagował o wiele szybciej. Złapał jej rękę i pociągnął do siebie. Mężczyzna był wściekły; przycisnął ją do ściany i złapał za włosy.
- Gdzie jest Mirella? GDZIE? - ryknął wściekły i przystawił kobiecie pistolet do skroni - ODPOWIADAJ!
Nagle Oxford poczuła wewnętrzny niepokój - bała się, że Cabord dowie się o śmierci swej córki szybciej, niż to zaplanowała. Chciała mu wulgarnie odpowiedzieć, jednak powstrzymała się wiedząc, że to może być zbyt ryzykowne.
- Proszę, wszystko ci wyjaśnię gdy puścisz ten pistolet! - rzekła zdesperowana kobieta. Cabord spoliczkował ją i ponownie spytał o to samo. Samantha nie miała wyboru - musiała kłamać dla swojego dobra i wszystkich mieszkańców Kromostu. - Twoja córka.. Zabrali ją miesiąc temu. Ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia o jej istnieniu od dłuższego czasu! Dowiedziałam się o jej porwaniu kilka tygodni temu i nie...
Cabord uderzył Samanthę z pięści i popchnął ze schodów. Kobieta poturlała się i udawała nieprzytomną. Wściekły mężczyzna zszedł na dół, podniósł ją i próbował udusić. Czerwonowłosa intrygantka rozbiła wazon na jego głowie, który stał na parapecie. Wykorzystując chwile nieprzytomności ofiary, zabrała pistolet toczący się po podłodze i próbowała uciec z miejsca zdarzenia.
- Ty głupia suko! - mężczyzna złapał nogę kobiety, a ta się przewróciła. Szamotaninę przerwała Samantha, która strzeliła Caborda w lewe ramię i uciekła z mieszkania. Spostrzegła, że nie ma tyle czasu na ile myślała. Już chcieli odebrać jej córkę i ukraść pieniądze. Podrapana, posiniaczona i zmęczona pobiegła na lotnisko. Nie miała czasu zadzwonić po taksówkę, bo Cabord był twardym mężczyzną i umiał sam się opatrzyć. Umiał wytrzymać nie jeden strzał - ona o tym dobrze wiedziała. Zdziwiona tym, że udało się jej uciec spod naładowanego pistoletu byłego męża, kobieta nie zważając na spojrzenia zdzwionych ludzi biegła ile sił w nogach na lotnisko. Nagle luksusowe auto zatrzymało się koło kobiety i zatrzymało jej drogę. Od razu wysiadł z niego krwawy Cabord, przytrzymując jedną ręką szmatę nasączoną krwią, a drugą pistolet. Z całej siły uderzył w głowę Samanthę i z trudem wciągnął ją do dużego bagażnika. Kobieta była nieprzytomna. Cabord wyciągnął telefon z kieszeni swoich spodni i zadzwonił do swojego kolegi po fachu.
- Proszę... pomóż mi... - dyszał - ta popierdolona suka we mnie strzeliła.. i... zaraz się wykrwawię. Tak.. mam ją. W bagażniku.. Ja podjadę pod.. pod... - połączenie zostało przerwane.
Cabord opuścił telefon i złapał się za rękę. Krwawił coraz mocniej, aż umarł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz