wtorek, 28 lutego 2017

I żyli długo i szczęśliwie... - Rozdział 6

- Mamo, obudź się! Mamo! - wołała moja córeczka, szarpiąc mnie za rękę. Była przerażona. Obudziłam się. Była druga nad ranem. Przetarłam oczy, i rozejrzałam się.
- Co się stało,Iza? Co się dzieje? - spytałam. Byłam bardzo zdziwiona. Czego chce Iza w nocy? I jeszcze te przerażenie w oczach?
- Mamo, ktoś się krząta po naszym ogrodzie! Chyba to złodziej jest, ale nie wiem. W każdym bądź razie...
- W każdym razie - poprawiłam.
- To na pewno nie jest ktoś fajny! A jak to bandyta? - powiedziała robiąc wielkie oczy jak pięciozłotówki.
- Gdzie tego złodzieja widziałaś? - zadałam głupie pytanie.
- Przez tył domu - odparła.
Wstałam. Po cichu zeszłam po schodach. Ubrałam kurtkę, i otworzyłam drzwi balkonowe z tyłu domu. Nikogo nie było. Totalna cisza. Gdy weszłam do ogrodu, nagle zza mojego ucha krzyknął jakiś głos. Tak się przestraszyłam, że niefortunnie się odwróciłam, po czym... przewróciłam na tyłek. I krzyknęłam głośnie:
- K****!
Usłyszałam głośny śmiech. Pierwszy należał do Izy, a drugi do... Dominiki. Obie pomogły mi wstać, po czym drugi raz zaniosły się śmiechem.
- Sylwia, nie ładnie tak przeklinać - aż się trzęsła ze śmiechu - Tak się odwróciłaś, że się wywaliłaś!!!
- Hehe, bardzo śmieszne - odparłam z ironią, i próbowałam udawać, iż jestem obrażona.
- Uknułyście przeciw mnie plan, czy co? - spytałam, gdy pomagały mi wejść do salonu. - A w ogóle co ty tu robisz? O tej porze? - zasypywałam ją pytaniami.
- Nie wszystko na raz. Na początku chciałam do ciebie zadzwonić, ale miałaś wyłączony telefon. Więc pojechałam do ciebie. Z racji tego, iż zaparkowałam samochód nie z tej strony, co trzeba, to przez kilka dobrych minut szukałam twojego wejścia do domu. Przez szybę zobaczyłam jakąś dziewczynę, grającą na komórce w salonie. Więc cichutko zapukałam przez szybę. Zobaczyła mnie. Powiedziałam, iż mam sprawę do mamy, do ciebie znaczy się. Powiedziała, że jesteś jej matką. No to w mojej głowie narodził się niecny plan... Spałaś, jak suseł!
- Ale zaraz... Jeżeli zaparkowałaś auto nie z tej strony, czyli zaparkowałaś samochód w ogrodzie sąsiadów! Dominika! Szybko idź zaparkować na przeciw! Ci sąsiedzi są upierdliwi i nieobliczalni!
Jak na zawołanie ktoś zadzwonił do moich drzwi. To nie mógł być przypadek. Poszłam do drzwi. Od razu przed moim progiem pojawiły się dwie baby, oczywiście w zamiarem nawytykania mi. Miałam ich dosyć. 
- O co znów chodzi? - zapytałam szorstkim głosem. Już wiedziałam po co przyszły, więc nie zamierzałam grać miłej blondyny.
-  To twoje brzydkie auto stoi pod moim domem? - spytała Genowefa. 
- To do mnie, czy koło mnie? - przede mną pojawiła się Dominika. Była zła. Już wiedziałam, co się zacznie. Kłótnia, kłótnia, i jeszcze raz kłótnia. Nie wygra z babami.
- A to twoje auto? Zabieraj go, albo go rozwalę! - krzyknęła Pelagia, jej siostra. 
- Jak go rozwalisz, to ja rozwalę ciebie. Tylko spróbuj tknąć się mojego auta, a nie ręczę za siebie.
- I widzisz Gienia, jaka to smarkula? - Słuchaj, ty.. ty, ty... Blondi! Ty to sobie myślisz nie wiadomo co, ale zabieraj tego opla, ale już!
- To nie opel, tylko mercedes, ślepico! Ty to masz chyba ponad sto lat, co ty możesz wiedzieć o technolodze! - krzyknęła Domi. 
- 100 lat? Ponad 100? Ja ci dam ślepice! - i zaczęły okładać Dominikę laskami. Odciągnęłam ją, i wsadziłam do domu, a w porę, zamknęłam przed nosem drzwi tych bab.
- Dlaczego zamknęłaś drzwi?? Bym obu dowaliła! - krzyknęła.
- Nie mamy czasu. Gadaj, po co przyszłaś? To chyba sprawy na pierwszej linii, jak to chodzi o świat mody? Znaczy, świat gazet. 
- Tak. Siadaj. Wszystko ci opowiem. Co, i jak.To tak: wczoraj śledziłam ową Sabinę. Szła do centrum handlowego. I nie uwierzysz: całowała się z.. Stefanem, szefem naszej byłej firmy! 
- Co?? Oni do siebie wrócili? - spytałam.
- A kto do siebie wrócił? - przerwała Iza.
- Mała, znaczy.. Iza - śpij, dziecko. Jutro szkoła, oraz zajęcia artystyczne, dodatkowe.
- Dobra, to tak - ciągnęła Domka - po pocałunku, i objęciu, przeszli kilka sklepów. Potem się rozstali, i...
 - I? - spytałam. - co dalej?
- No właśnie nie wiem. Poszli do domu. Ale zostawili po drodze to- podała mi mój notes. - Pod jedną z galerii zostawili jakiś notes. Sprawdziłam - po okładce było napisane ''Sylwia Barbara Klejnes''. No a ty jesteś Sylwia. Ale nie wiedziałam, że Basia - uśmiechnęła się.
- Dzięki. O, już jest 5.00. Sprawdź, czy ci nie rozwalili auta - skwitowałam.- I papa.
Dominika wyszła. Przez okno ujrzałam ją, jak patrzy na potłuczone swoje auto. Wściekła bez pukania wchodzi do domu bab. Jedyne co słyszę to krótkie ''Ty jędzo!''. I tak z nimi nie wygra. Moje oczekiwania sprawdziły się. Kwadrans później Domka wyszła. Klęła jak szewc. Wyjechała, mamrocząc coś pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz